Comments
11 years ago
Macie Tekst :) Pisałem SamUrodziliśmy się w szpitalach, na białych salachZ dala od świata gdzie ojcem marazm a matką wiaraNikt nas nie pytał, nikt nic nie ustalałChoć każdy dobrze wiedział, że ten świat dawno oszalałIdę ciężkim krokiem duszony miejskim smogiemWokół mnie setki okien, mijam blok za blokiemTutaj ludzie patrzą błędnym wzrokiemprzez tyle wylewanych łez na co dzieńspróbuj wejść im w drogępode mną asfalt, przede mną wyrasta krajobraz ruin miastatu życie dusi, jak dusi astmatu musisz być jak hustlabo w świecie kłamstwa poradzi sobie tylko garstkaJuż jedenasta, na uszach Gangstarridę, wtulony w blask lampwidzę zniszczony nasz kraj totalniezdewastowane, pozamykane kopalnieten kto tu ma najlepiej, skumaj, to ten co najwięcej kradniedelikatnie świecą latarnie, wciąż idęmija kolejny rok, tydzień, kolejna noc i dzieńnienawidzę monotonii, która za mną jak cień idziedlatego piszę - to miasto samych gangsterówna bank wielu z nich odczuwa brak celuszukając szczęścia w portfelutu pieniądz jest bogiem, człowiek zaś wrogiemskręcam tuż za rogiem, wszędzie czarny kurz na drodze[x2]Urodziliśmy się w szpitalach, na białych salachZ dala od świata gdzie ojcem marazm a matką wiaraNikt nas nie pytał, nikt nic nie ustalałChoć każdy dobrze wiedział, że ten świat dawno oszalałMiasto, które kiedyś było barwnym niebemdziś jest dla wielu martwym stepem, pokrytym czarnym śniegiemtu wielu chce być tylko zwyczajnym człowiekiemzwyczajnie witać dzień białym mlekiem i czarnym chlebemPomyśl, żyję w mieście, w którym szczęściePrzeliczane jest na tony, całe domy tutaj żyją z węglaPomyśl, w prywatnych przeręblach plonyPiętra stromych dziupli kryją węgla tonyEj, kto zna tę dziuplę posłodzi dziś herbatę cukremPosłodzi żona, dzieci, dzieci kumpli, kumpleZiemia jest źródłem, strach przed niepewnym jutremDla jednych grobem, dla innych domem, smutneLudzie, którzy umarli jako ludzieA jednak są tu minuta po minucieA jednak żyją z tym uczuciem, że ich pociąg uciekłPeron pokryty czarnym śniegiem, mam złe przeczucieTo szara niepokolorowana ta kolorowanka mikropoliTa szara niepokolorowana kolorowanka z tej historiiTo moje miasto, a w nim ludzie moiMiasto w letargu o poranku a w nim ja i oni[x2]Urodziliśmy się w szpitalach, na białych salachZ dala od świata gdzie ojcem marazm a matką wiaraNikt nas nie pytał, nikt nic nie ustalałChoć każdy dobrze wiedział, że ten świat dawno oszalałKiedyś to miasto kibiców, skinów i punkówdziś bieda szybów i pustych kont w bankukiedyś to miasto blasku czynów i faktówTu dziś nadzieja szuka głupców, bieda swych skalpówTu po 23 zasypia nawet bruk na streecieUmiera każda z dróg, każdy klubA życie jak lód topi się jak loop na bicieCo dzień to samo, wciąż te same sample to samo ranoTutejsze wampy straszą na planszy jak BansheeA w rynku knajpy to plajty za bójki i kantyTutejsze lampy jak zmory świecą nie dając światłaSamotne tory zjada rdza i ciszy aplauzA w tle uśpione szyby, kominy z nimi na liniiPuste magazyny, stare kopalnieJak zabawki z plasteliny w rękach BogaKtóry już dorósł więc je zostawiłZostawił także zawiść, nienawiść i zdrady[x2]Być może to miasto to twoje miastoOno nas budzi i nie daje zasnąć, nie daje zgasnąćMoże to miasto to twoja własnośćWciąż walczymy, jest wiele szans, yo, trzymamy bastion